Nie lubię postanowień. Bo miałam pisać regularnie, a wybił środek sierpnia... Tłumaczeń nie będzie, bo po co. Co nowego u mnie? Przeżywam najlepsze od 4 lat wakacje, celebruję życie na wsi, w mieście i na różnych końcach Polski. Jednym słowem - mam się BARDZO dobrze. Wiesz co? Spełniam marzenia. Tak. To naprawdę fajna sprawa. Robisz listę rzeczy do zrobienia w roku i z każdym kolejnym miesiącem odhaczasz następny, następny i jeszcze kolejny punkt. Spełniam się. I jestem kurde szczęśliwa! W końcu mogę tak stwierdzić, bez owijania. A o czym dzisiaj?
Ano o kolejnym spełnionym marzeniu.
***
Polish Hip-Hop TV Festival 2016 w Płocku. Czwarta edycja polskiego Kempa kusiła mnie od początku swoim różnorodnym line-upem. Miesiąc wstecz zabukowałam nocleg, transport, zaopatrzyłam mnie i moją niezastąpioną towarzyszkę w dwudniowe karnety. Czas zleciał w tempie porównywalnym do lotu z Wrocławia do Paryża, serio. Wybił czwarty dzień sierpnia, czwartek. Nasz główny cel na ten dzień? 1) nie zgubić się w Warszawie i zdążyć na autobus, 2) dotrzeć do hotelu w Płocku, 3) wyrobić się na pierwszy i najważniejszy dla mnie koncert Pana Teta :)
Cały trzypunktowy plan wykonałyśmy perfekcyjnie. Zatrzymałyśmy się w hotelu mieszczącym się w połowie drogi od dworca autobusowego i plaży nad Wisłą -
Hotel *** Płock, miejsce idealne! Z pozoru bardzo staromodne i zwyczajne, jednak pokoje czyste i rewelacyjnie wyposażone, śniadania zaspokajające nasze pokoncertowe podniebienia również na duży plus.
Pierwszy koncertowy dzień był dla mnie najbardziej emocjonujący przez wiadomą osobę. Cała impreza odbywała się w klubie Imprezy na fali, a wstęp tego dnia był za free.
Pierwszym rozgrzewaczem i tak już rozgrzanej słońcem (w dzień ok. 27 stopni) publiki był
Nerwus. Zagrał on warm-up przed docelowym koncertem zespołu pieśni i tańca
Te-Tris. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się po tym występie aż takiej mocy. Już wtedy wiedziałam, że to będzie MOCNY wieczór. Zajęłyśmy najbardziej niekomfortowe miejsce pod sceną. Wtedy wydawało nam się idealne - blisko sceny, nie za duży ścisk, jest czym oddychać. Konsekwencje odczuwałyśmy przez kolejne dni. Dlaczego? Pamiętaj - NIGDY NIE STAWAJ PRZY GŁOŚNIKU!!! Nerwus skończył i planowo chwilę przed 22:00 zabrzmiały pierwsze dźwięki
Perfekt. Moje nogi automatycznie poszły w górę (nie, nie zemdlałam:) i tak było do końca -
Skóra, Definitywnie, Ile mogę?, Trzeba żyć i nawet spokojniejsze
XOXO. Jeżeli osoba (moja towarzyszka), która oprócz jednego kawałka nie zna dorobku artysty, a bawi się, skacze i bierze do serducha to, co on mówi - chyba nie muszę tutaj nic dodawać. To był mój
DZIEWIĄTY koncert Teta i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że był najlepszy - aż boję się pomyśleć co będzie na kolejnym, jubileuszowym? :D
***
Dzień 2. Tutaj zaczynają się schody. I to dosłownie. 5 i 6 sierpnia to docelowe dni festiwalowe. Lokalizacja - Plaża nad Wisłą, która znajdowała się na dole. Do pokonania kilka razy dziennie miałyśmy jakoś milion schodów :)
Na termometrze 30 stopni. Uzbrojone w wodę udałyśmy się do bramek, gdzie bez kolejki wymieniłyśmy bilety na opaski. Postanowiłyśmy zobaczyć jak sytuacja wygląda na terenie festiwalu, więc go do wejścia. Przywitała nas ochrona, która po wnikliwym sprawdzeniu czy nie przenosimy w plecaku bomby czy innego ładunku wybuchowego przepuściła nas w dalszą część i w/w schodami zeszłyśmy na sam teren imprezy. Całość skąpana w płockim słońcu prezentowała się naprawdę nieźle. Kilka fotek i idziemy leniuchować w chłodnym pokoju - do koncertów zostało kilka godzin.
Wybiła jakoś 18:00, więc ruszyłyśmy ponownie nad Wisłę. Dzisiejszym celem było aż 7 koncertów - Małpa, Bisz & B.O.K., Rasmentalism, Pezet, Taco Hemingway, O.S.T.R. i Quebonafide. Między niektórymi koncertami miałyśmy przerwy na kontemplację Wisły i zjedzenie czegoś dobrego z przyalejkowych food tracków <3 [a po wejściu na teren imprezy od razu uchwycił nas Pan fotograf razem z Panem Te-Trisem :)]
Po przesłuchaniu koncertów
Małpy i Bisza wraz z zachodzącym słońcem zrezygnowałyśmy z koncertu grupy
Rasmentalism - wygrało 14 stopni i brak odzienia wierzchniego. Rundka do pokoju i szybki marsz na najbardziej wyczekiwany przez większość publiki koncert - po trzech latach na scenę wrócił
Pezet. Ilość ludzi, jaką zgromadził pod sceną Paweł była ogromna.
Nie jestem ogromną fanką Pezeta, ale być w takim tłumie, na takim koncercie robiło naprawdę wielkie wrażenie.
Po krótkiej przerwie przyszedł czas na koncert Taco Hemingwaya. Przyznaję - wzbraniałam się przez baaardzo długi czas od jego twórczości. Niesłusznie. Sześć zer, Następna stacja, Deszcz na betonie i najnowsza EPka - kawałek Wiatr bujały nie mniej głów niż na Pezecie. Moim zdaniem Taco to mega skromny i nie robiący wokół siebie szumu gość. Może nie idealny na tego typu imprezę, a bardziej do rozkminki w domowym zaciszu, jednak fajnie było na chwilę odpocząć od ZRÓBCIE HAŁAS.
Następny w kolejne był
Ostry - jego koncert odhaczyłam w tym roku przy okazji Hip-Hop Koncertu we Wrocławiu, jednak to nie powstrzymało mnie od skakania i zdzierania gardła w Płocku. Dystans, jaki ma do siebie Adam po przebytej chorobie i przybraniu na wadze jest tak ogromny, że wiele osób może mu tylko pozazdrościć. Energia poziom hard, naprawdę!
Koło 1:00 na scenę wpadło kilku gości grających w piłkę - tak, to była ekipa
Quebo! To było idealne zakończenie tego koncertowego dnia - moc przeogromna przy każdym kolejnym kawałku. Skąd ten gość bierze tyle energii? Do tej pory się zastanawiam :)
***
Dzień 3. Obudzone zapachem jajecznicy i racuchów, pełne pozytywnej energii oraz z brakiem gardła (w moim przypadku) wyruszyłyśmy na mini zwiedzanie Płocka. Miasto mega zadbane, przyjazne i ciche, z najmniejszą ilością opadów rocznie (!) Jedyny minus, jaki zaobserwowałyśmy to to, że Płock jest miastem PAJĄKÓW. Te okropne i obrzydliwe stworzenia wiją swoje sieci na latarniach, sygnalizacji świetlnej czy witrynach sklepów. Szczególnie widać je było kiedy późnym wieczorem wracałyśmy z koncertów. Ohyda!
Z sobotniego line-upu wybrałyśmy 4 pozycje - Dwa Sławy, Ten Typ Mes, VNM i Tede. Wszystkich artystów miałam już wcześniej okazję widzieć na scenie, jednak dobrego nigdy za wiele. Byłam przygotowana czego mogę się spodziewać.
Dwa Sławy jak zwykle nie zawiedli - już od pierwszych dźwięków
Do ryma można było rozhuśtać swoje ręce pod niebo. Do tego
Daj alkohol czy kawałek
Bą bą bą zremiksowany z
Five hours zrobiły ogromną robotę! Pod koniec koncertu przeniosłyśmy się w pobliże barierek backstagowych, żeby (już drugi raz w tym roku!) zdobyć podpis i cyknąć foto z tymi dwoma wariatami. Czekania było ok. 1,5h w tym godzina w deszczowej atmosferze. Koncert
Mesa widziałyśmy z tyłu sceny, jednak to nie przyprawiło nas w pogorszenie nastrojów - Rado i Astek naładowali nas dodatkowo tak pozytywną energią podczas stania w kolejce do nich, że rozbawione pobiegłyśmy na
VNMa, który akurat wszedł na scenę.
V zagrał to, na co czekałyśmy najbardziej - Na weekend, Jesteś i Fan 3, reszta jakoś szczególnie nas nie porwała, dlatego udałyśmy się na dwugodzinną przerwę do pokoju hotelowego, żeby naładować baterie na ostatnią petardę (?).
W okolicach 1:30 byłyśmy z powrotem na terenie festiwalu. Upss, pierwsza w tym dniu obsuwa - trafiłyśmy jeszcze na Sokoła. Zagrzane herbatą i frytkami poszłyśmy w tłum.
Tede. Wiedziałam, czego mogła się spodziewać #doświadczrozpierdolu. Jednak nie wiedziałam, że aż tak. Z tego miejsca pozdrawiam dziewczynę, która stojąc obok mnie również nie wiedziała, co robi na tym koncercie i obie zastanawiałyśmy się skąd ci ludzie wiedzą, co mają w danym momencie robić! To nie byli fani, to była armia Tedzika :) z przymrużeniem oka, trochę poskakałyśmy, pośmiałyśmy się, pobujałyśmy przy starych numerach (niektóre kawałki Tedego poprzedzone były szlagierami Cher czy innego DJa Bobo).
Po 4:00 na chwilę zmrużyłyśmy oko, żeby na 9:00 być już w Polskim Busie w drodze do Stolicy. Szybka przesiadka na PKP i 4h w okropnym pociągu IC do Wrocławia. Zakończyłyśmy naszą czterodniową, płocką przygodę.
***
Podsumowując. Organizacja całego wydarzenia na najwyższym poziomie - prawie żadnych obsuw czasowych, dużo food tracków, w których każdy znalazł coś dla siebie, bardzo dobry line-up i przede wszystkim
świetna atmosfera. To był mój pierwszy festiwal i na pewno nie ostatni. PLHHF wpisuję do mojego koncertowego kalendarza i myślę, że widzimy się za rok,
EEEELOOO! :)
*zdjęcia: my oraz S. Adamkiewicz (https://www.facebook.com/PolishHipHopFestival/photos/?tab=album&album_id=592300340940996)*