sobota, 14 listopada 2015

Duże rzeczy, niemałe zmiany.


Nie nazwę tego powrotem, bo znając moje poprzednie powroty nie zostanę tu na długo. Jednak blog jest swego rodzaju pamiętnikiem, więc chyba powinnam uzupełnić te kilka zaległych kartek. Dochodzą mnie też słuchy, że komuś brakuje tej mojej pisaniny tutaj. Miło.
Ostatni post był z września, dokładnie ósmego. Co się od tego czasu zmieniło? W sumie zmienia się cały czas. Wrocławska przeprowadzka, rozpoczęcie drugiego roku studiów, kilka nowych znajomości, kilka zakończonych. Życie się kręci, czasem mam wrażenie, że obok mnie. Wrzesień, kiedy to było? Aha, wolny, studencki miesiąc, który powinien zregenerować i pomóc zebrać siły na nadchodzące miesiące sesji, kolokwiów i innych prezentacji. I tak było. Dodatkowo oprócz zwyczajowego obijania zaczęłam rozwijać się w robieniu pazurków hybrydowych. Zdobywając kolejne doświadczenia miałam okazję ozdobić coraz więcej łapek. 


Październik był bardzo pracowity, nie potrafiłam odnaleźć się po tej kilkumiesięcznej przerwie od wielkiego miasta. Tak naprawdę cały czas próbuję znaleźć tutaj swoje miejsce. Często walczę, sama ze sobą żeby każdego dnia czuć się tutaj lepiej i otwierać się na to, co przyniesie kolejny dzień. Październik upłynął pod hasłem organizacji, ogarniania, wyznań i koncertów. Stuknęła mi też pierwsza dwójka z przodu. Czy coś to zmieniło? Nie czuję się ani starzej ani tym bardziej doroślej. W ciągu tych kilku miesięcy przekonałam się co oznacza słowo prawdziwy przyjaciel, powoli staram się rozumieć co daje mi kopa do działania i pracy nad samą sobą. Cały czas mam długą drogę do przebycia, żeby odnaleźć to, co gdzieś tam idąc swoją drogą zgubiłam. Ale dam radę. Samokrytyka jest ważna, ale akceptacja siebie o wiele ważniejsza. Ogromnym krokiem w tą lepszą stronę było usunięcie Snapchata. Tak, śmiej się. Od trzech dni nie mam tej apki na swoim telefonie i żyje mi się o wiele lepiej, jestem bardziej obecna w realnym życiu. Co będzie następne? Instagram? Facebook? Może i odważę się na taki krok, kto wie. Podsumowując - żyję, mam się dobrze. Czasem gorzej, ale jednak dobrze. Nie wracam do regularnego blogowania. Z tej drogi delikatnie skręciłam, widać tak właśnie miało być. Nie mniej jednak nie zapominajcie o tej Uśmiechniętej (już nie tylko z nazwy, ale uśmiechniętej od środka;), ona cały czas jest i robi swoje, mimo bycia off w blogowym świecie.

Ściskam mocno i życzę wam dużo pogody ducha i uśmiechu, 'życie jest takie fajne' ;)

M.


wtorek, 11 sierpnia 2015

Dlaczego fajnie mieszkać na styku granic? #part I

Niewątpliwym przywilejem mieszkania na styku trzech granic jest minimalna odległość do takich miejsc jak to. Berzdorfer See, bo o nim mowa to położone po niemieckiej stronie jeziorko z cudowną wodą i pięknymi widokami. Jeziorko otoczone jest 15,5 kmową ścieżką rowerową, więc każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Ja ostatnio spędza tutaj zachody słońca, które pozwalają się wyciszyć i oderwać od problemów. Ale i od temperatury, która w ostatnich tygodniach daje mi się mocno we znaki. 












 Buziak, M. :*

niedziela, 19 lipca 2015

OOTH: Jeansowa krata.


Zwykły jeansowy zestaw, bo kiepska pogoda towarzyszyła do południa. Nie byłoby tutaj nic nadzwyczajnego, gdyby nie gościnny udział w poście mojej Mamy. Oglądajcie, a ja pozdrawiam was z zatłoczonego Niechorza ;)









okulary - brylove.pl
koszula - sh
t-shirt, spodnie, worek/plecak - H&M
trampki - House
paznokcie - hybryda Semilac 008 Intensive Pink i 088 Blue Ink




koszula, szorty - H&M
torba - Vinted
buty - Converse
paznokcie - hybryda Semilac 001 Strong White, 027 Intense Red, 088 Blue Ink, 084 Denim Blue (z kotwicy jestem dumna jak nie wiem co, to mój pierwszy, bardziej skomplikowany, ręcznie wykonany wzorek :))



Buziak, M. :*

czwartek, 16 lipca 2015

Somewhere...


Wakacje. Morze. Nicnierobienie. Nie brzmi pięknie? Brzmieć jak najbardziej brzmi, dopóki do głosu nie przychodzi aktor. Ten chory głos w głowie, który sprowadza cię do parteru twierdząc, że jesteś beznadziejny. Niczym się nie cieszysz. O wszystko się czepiasz. Wszystko ci przeszkadza. Nie dostrzegasz pozytywów. Zero radości. Widać na wakacjach też zdarzają się takie dni. Trudno. Trzeba zacisnąć zęby i iść na plaże/na spacer/na lody/do ludzi. Chociaż po co? Czasem lepiej schować głowę w poduszkę, zmoczyć ją kilkoma łzami i uwolnić się od tego całego syfu siedzącego z tyłu głowy. To pomaga #potwierdzone_info.
  

Tak jak i w zeszłym roku odwiedzam właśnie Niechorze. Dwa słoneczne dni wystarczyły żebym  końcu zabrązowiła delikatnie moją bladą cerę. Jest dobrze. Czasem gorzej, ale dobrze.



Pamiętaj, że uśmiech jest podstawą do dobrego dnia. A tylko niebo jest limitem. Na Ziemi możemy dokonać wszystkiego, nawet pozornie niemożliwego.



A oni są zawsze. I zawsze będą. Mimo, że czasem tak mocno denerwują i czasem powiedzą o słowo za dużo. To i tak są najlepszymi przyjaciółmi, bez względu na wszystko, chociaż tak często nie potrafimy tego docenić.



Idę na zachód słońca, posłuchać fal i mew. Może ten nostalgiczny i beznadziejny nastrój mi przejdzie. Na pewno przejdzie.


Buziak, M. :*

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Czerwony jak cegła...


Czasem są takie miejsca, poznane zupełnie przypadkowo, gdzie nasz strój idealnie pasuje do ich klimatu. Dzisiaj uzyskałam właśnie taki efekt. Całkowicie przypadkiem. Kowbojska koszula w kratę idealnie wpasowała się w klimat opuszczonej fabryki (?). Kolejny zwyklak, ot cała filozofia dzisiejszej stylówki. Bo wygodnie. Bo jeszcze można chodzić w jeansach i się nie gotować. Bo od jutra mają być upały i roztopienie będzie na porządku dziennym. O. Tyle w temacie ubraniowym. 









A tu moje pierwsze, własnoręcznie wykonane paznokcie hybrydowe. Podłapałam zajawkę i ciągle dokupuję nowe lakiery. Hobby, które bardzo wciąga i zachęca do szlifowania coraz to nowych wzorków! :) Co sądzicie?


koszula, bokserka - H&M
spodnie, trampki - House

Dobrego tygodnia!
Buziak, M. :*

wtorek, 23 czerwca 2015

Noszę Roshe, kocham zapach Warszawy!


Hej cześć siema jooooł!
Po równo miesięcznej przerwie - jestem! Ostatnie 30 dni były bardzo intensywne - sesja, zaliczenia, wyjazdy, przyjazdy, plany. Ale! Wszystkie egzaminy zdane, przedmioty zaliczone, więc z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że PIERWSZY ROK STUDIÓW ZA MNĄ! Jak, kiedy, gdzie ten czas zleciał? Nie mam pojęcia. Ale dzisiaj nie o tym. W miniony weekend udałam się na trip do Stolicy. Przenieście się ze mną jeszcze raz do Warszawy, zapraszam na małą fotorelację!

W piątek rano, uzbrojona w walizkę, okulary przeciwsłoneczne i wyjątkowo dobry humor udałam się na Dworzec PKP, na którym to czekało już na mnie Pendolino. Pociąg zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie - mega wygodne siedzenia, dużo miejsca na nogi, nieprzesadzona klimatyzacja i cisza towarzysząca pokonywanym na torach kilometrom.



Po niecałych 4 godzinach byłam na miejscu! Pierwszy widok jaki ukazał się moim oczom to oczywiście Pałac Kultury i Nauki i przepiękna, słoneczna pogoda!


Głównym celem na piątkowy wieczór był koncert Te-Trisa w warszawskim klubie Remont. Każdy koncert Adama ładuje moje baterie do maksimum, potrzebowałam tego energetyzującego kopa, który napełnił mnie energią na najbliższe tygodnie, turbopetarda! Nie da się tego opisać, trzeba tam być ;)



A ta sympatyczna pani po prawej to moja pani przewodnik po warszawskich ulicach! Poznałyśmy się dzięki temu panu w środku. Kto by pomyślał, że osoby poznane przez Instagrama, z taką samą zajawką, pochodzące z różnych części Polski spotkają się już drugi raz, pod sceną i będą prawie jak siostry!


Sobota upłynęła nam na zakupach, robieniu miliona kilometrów ulicami Warszawy, pogaduchach i przepysznym obiedzie w Mr. Pancake, które jest obowiązkowym punktem w Stolicy.





W Pankejku skusiłyśmy się na Brownie Pop (zabrakło dla nas Magic Stars:(((), które było prze-pysz-ne! Mocno czekoladowe i przesłodkie, naładowało nas na dalsze chodzenie. Do picia - Pinky Sprite, mmmmmniam <3




Wieczorem pogaduchy nad Wisłą, z której wykurzył nas deszcz...




Po pysznym, zdrowym, niedzielnym śniadanku wyruszyłyśmy na spacer na Nowy Świat.





Przystankiem jedzeniowym był tym razem Manekin - udało nam się bez kolejki skorzystać z przepysznego jedzenia, jakie serwuje ta knajpka. Tym razem padło na krem z pomidorów, naleśnik ze szpinakiem i łososiem (tak pyszny, że nie zdążyłyśmy go uwiecznić...) i wyjątkowo na deser - szarlotka na ciepło z lodami, cudowności!





 Jeszcze ostatnie spojrzenie na PKiN, przejażdżka metrem i można wracać do domu. Pierwszy weekend wakacji był przeudany i oby ich reszta była taka sama! 




Warszawa zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, miasto spodobało mi się na tyle, że na pewno wrócę zobaczyć jeszcze inne jego tajemnice :) najbardziej dziękuję Magdzie, która pokazała mi Stolicę, która nie wiała nudą i naładowała mnie jeszcze większą energią, którą mam nadzieję dobrze spożytkuję! :*

Buziak, M. :*